Relacja

Transatlantyk 2013: Krwawe walentynki

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Transatlantyk+2013%3A+Krwawe+walentynki-97972
Już w piątek Transatlantyk dobija do portu. Za nami kolejne świetne filmy: nagrodzone w Cannes za reżyserię "Heli" Amata Escalantego, uhonorowana weneckim Złotym Lwem "Pieta" Kim Ki Duka oraz najlepszy jak dotąd obraz festiwalu, rewelacyjny dokument debiutantki Marty Cunningham – "Valentine Road". To już ostatnia porcja festiwalowych recenzji, ale nie koniec materiałów z Poznania. Stay tuned!

Regulamin zabijania

Dzień jak co dzień w Ameryce: ścięty "na zapałkę" czternastolatek, Brandon McInerney, wstaje z krzesła w trakcie lekcji informatyki i oddaje dwa strzały z rewolweru do swojego kolegi z klasy, piętnastoletniego Larry’ego Kinga. Wcześniej King paradował przed nim obwieszony biżuterią, w pełnym makijażu i na wysokich obcasach. Wyznał mu też miłość i nazwał go swoją "walentynką". Miarka się przebrała.    

Sprawa, która rozpoczyna się jak powtórka z Columbine i doprowadza do ogólnonarodowej debaty na temat powszechnego dostępu do broni, roli szkoły w emocjonalnej edukacji oraz postępującej homofobii, szybko staje się katalizatorem społecznego obłędu. Po pierwszych żałobnych przemarszach, publicznych świadectwach wsparcia dla bliskich Kinga i płomiennych tyradach Oprah Winfrey do akcji wkraczają prawnicy i aktywiści opętani misją "usystematyzowania faktów". Pragną, by Brandon był sądzony jak nieletni, zrzucają całą winę na patologiczną rodzinę, atakują system edukacji. Chcą dobrze, ale wychodzi jak zawsze: dla ławników poszukiwanie seksualnej tożsamości staje się naraz "historią zachowań dewiacyjnych", na przegubach oświatowców pojawiają się opaski z imieniem Brandona, z kolei obrończyni chłopaka zalewa się łzami i wyznaje mordercy miłość. Wszystkiemu zaś przygląda się eksaktorka i debiutująca dokumentalistka Marta Cunningham. Jeśli z jakiegoś powodu artystka nie odłoży kamery do pawlacza, to wrażliwości, talentu i formalnej wirtuozerii będą jej wkrótce zazdrościć tuzy kina faktu.         

Cunningham zaczęła pracę, gdy kurz już opadł, a Brandon skończył zaocznie szkołę za murami zakładu poprawczego (do więzienia został przeniesiony po osiągnięciu pełnoletniości). W filmie przyjmuje pozycję bezstronnej obserwatorki: uważnie rozdziela racje i czas ekranowy, nie ocenia reprezentantów poszczególnych obozów, przygląda się z czułością zarówno straumatyzowanym braciom Brandona, jak i pogrążonym w żałobie przyjaciołom Larry’ego. Zamyka całą opowieść w ramach przemyślanej i precyzyjnej formy. Lukrowane popowe kawałki kontrapunktują dramatyczną historię, gadające głowy zmiksowane są z eseistycznymi sekwencjami i komentarzem z offu, zbudowane na nagłych kontrastach planów sceny zbiorowe mają w sobie nastrój elegijnej poezji. Reżyserka potrafi jednym ujęciem czy fragmentem dialogu wyznaczyć emocjonalną trajektorię sceny lub scharakteryzować wprowadzaną na ekran postać. Konstruuje nienachlane metafory, z uwagą stosuje elipsy i skróty narracyjne. Film jest elegancki i wyrafinowany, a twórczyni szanuje inteligencję widza i nie ma nogi przyrośniętej do pedału gazu.

   

Cunningham stoi na pasie ziemi niczyjej bardzo długo, lecz największą wartością jej filmu są "pęknięcia" w gładkiej, narracyjnej tkance. Widać przez nie wewnętrzny konflikt artystki walczącej o zachowanie bezstronności. Podskórne emocje wychodzą w końcu na wierzch na etapie montażu, a stanowisko Cunningham staje się klarowne – w końcu nie bez przyczyny puentuje ona zbiorową histerię wokół Brandona przejmującymi świadectwami na temat Larry'ego. Najmocniejsze słowa padają z ust przydzielonego do sprawy funkcjonariusza z wydziału zabójstw. Bezradny mężczyzna rozkłada ręce: "Człowiek przyniósł do szkoły pistolet, by zabić. Z premedytacją strzelił dwa razy do innego człowieka. Tutaj nie ma nic do dodania". I w zasadzie cały film zostaje zaklęty w tym jednym prostym pytaniu: jeśli to nie jest zbrodnia z nienawiści, to co nią jest?   

Przemoc rodzi przemoc?

Świat widziany kamerą Escalantego jest ponury, wypruty z emocji. Jedynym w pełni żywym uczuciem, jakie udaje się w nim dostrzec, jest miłość dziewczęcia, które ledwo stało się kobietą. Uczucie to ma bardzo infantylny charakter, co sugeruje, że pustka dopada człowieka z wiekiem. Główny bohater, tytułowy Heli, właśnie znalazł się na krawędzi otchłani. Niespełna rok temu ożenił się, niedawno urodziło mu się dziecko, ale więź z żoną kończy się na pożeraniu taniego jedzenia przy włączonym telewizorze. Ojciec Helego wypruwa flaki w fabryce samochodów, w której również sam Heli znalazł zatrudnienie. Chłopak jednak ma jeszcze w sobie iskrę zainteresowania, którą skupia na swojej siostrze. I to niestety zgubi całą rodzinę.

Najnowsze dzieło Amata Escalantego to ponura diagnoza ludzkiego społeczeństwa. Film ma kilka scen przemocy, ale to, co zmrozi widzów najbardziej, to całkowita apatia. Agresja jest tu objawem pustki, którą daremnie próbuje się wypełnić materialnymi substytutami emocji. Dobitnie widać to w scenie masakrowania jednego z bohaterów. Torturujący go mężczyzna przekazuje kij dzieciakowi, by ten walił w nieprzytomną już ofiarę. Dzieciak, który wcześniej bez mrugnięcia okiem patrzył na scenę kaźni, teraz bez słowa komentarza robi, co mu każą. I wcale nie jest zainteresowany powodami, pytanie zadaje pro forma, dla zabicia czasu…


Całą recenzję autorstwa Marcina Pietrzyka przeczytasz TUTAJ.

Jeszcze nie wieczór

Po "Arirangu" wydawało się, że to już koniec – autoterapia i bicie głową w ścianę. Że tam, gdzie kończy się sztuka, jest już tylko pustka i lament. Wydaje się jednak, że Kim Ki-duk ma jeszcze coś do powiedzenia. Co z tego, że w jego filmie matka masturbuje śpiącego syna, a tenże syn biczuje stanikiem jedną z robotnic w fabryce uszczelek? Od czegoś przecież trzeba zacząć.

Napisy początkowe informują, że to już osiemnasty film w dorobku Koreańczyka. Wiele się po drodze wydarzyło, ale pewne rzeczy pozostały niezmienne: autor "Pustego domu" pozostaje rozmiłowany w długich ujęciach, w grze rekwizytami, w zabawach wizualnym skrótem. Wciąż lubi proste fabuły, bohaterów-enigmy, klarowne metafory i symbole, a obraz wygrywa u niego ze słowem. Bezustannie orbituje wokół dwóch planet – wschodniego kina kontemplacyjnego i europejskiej psychodramy. Jego propozycja jest uczciwa – kupujesz albo dziękujesz…


Całą recenzję przeczytasz TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones