Recenzja wyd. DVD filmu

Shakthi: The Power (2002)
Krishna Vamshi
Karisma Kapoor
Nana Patekar

Tylko razem z synkiem

Film jest luźną adaptacją "Tylko razem z córką" w hinduskich warunkach. Jest też opowieścią o zapiekłej nienawiści od pokoleń, która kosztuje najwyższą cenę - cenę życia. Bezlitosna walka trwa od
Film jest luźną adaptacją "Tylko razem z córką" w hinduskich warunkach. Jest też opowieścią o zapiekłej nienawiści od pokoleń, która kosztuje najwyższą cenę - cenę życia. Bezlitosna walka trwa od lat, a ludzie od dzieciństwa wychowywani tam w nienawiści, strachu, okrucieństwie i szkoleni do walki, nie wyobrażają sobie innego życia niż ciągłe polowanie na siebie i wzajemna eksterminacja... Na początku film jest typowym bollywoodzkim romansem - wychowana przez dwóch ukochanych wujków Nandini (Karisma Kapoor) wychodzi za Shekhara (średnio przystojny Sanjay Kapoor - grał męża dr Pryi z "Gdyby jutra nie było") swojego przyjaciela z dzieciństwa, kochają się, na świat przychodzi dziecko, synek Raja (fantastyczny mały Jai Gidwani, świetnie dobrany urodą do filmowego taty). Sielanka. Do czasu... Shekhar po latach mieszkania w Kanadzie przyjeżdża wraz z żoną i synkiem do swego rodzinnego domu w Indiach, by odwiedzić rodziców. Natychmiast wpadają tam w krwawe rozgrywki między rodzinami czy klanami. Na rodzinę Shakhara czekają despotyczny ojciec Shekhara (Nana Patekar), właściciel 40 wiosek, 400 rodzin i ogromnego domostwa (a właściwie zamku) spokojna, uległa matka (Deepti Naval - grała nieco dewocyjną matkę głównego bohatera w "Guddu"), owdowiała w dniu ślubu siostra, uzbrojeni ludzie, szalony wujek - morderca, a właściwie dwóch... Każdy ma swoje plany i oczekiwania wobec nich. najczęściej mało pozytywne. Nandini z przerażeniem obserwuje otaczające ich narastające szaleństwo, któremu nie ma końca i w które wciągnięta zostaje również jej rodzina, w tym przeciwny przemocy mąż, który przed laty uciekł stamtąd właśnie przed takim życiem... A tu w domu wciąż wspomina się korowód weselny obrzucony granatami przez znienawidzonego krewnego. Kobieta, której mąż został zamordowany w dzień ślubu, staje się wdową dopiero wtedy, gdy morderca jej męża ginie - dopiero wtedy ojciec ściera jej z czoła cynober oznaczający kobietę zamężną. Wszyscy podróżują pod eskortą uzbrojoną po zęby, ogromnego domostwa strzeże solidna brama (a w środku co? wszechobecne w bolly filmach gołąbki... całe stada...) Nandini jest od początku przerażona gwałtownością tych ludzi, ich dzikimi oczami i dzikim zachowaniem, strzelbami i szablami nie wypuszczanymi z rąk, wszechwładnym chaosem, ale potem powoli się z tym oswaja, choć nie do końca. Pozwala się ubrać w tradycyjny strój, ku radości ojca poznaje elementy kultury tego regionu i rodziny. Zaczyna się godzić z życiem tam, wiedząc, że za parę dni wyjadą z powrotem, ale życie brutalnie weryfikuje jej plany... Po śmierci ukochanego męża (prawie przypadkowej zresztą), Nandini usiłuje wraz z synkiem uciec z powrotem do Kanady, ale dziadek postanawia nie wypuścić wnuka z rąk. Ponieważ Nandini nie zamierza wyjechać bez niego, zaczyna się coraz brutalniejsza i coraz bardziej krwawa walka o dziecko... Kiedy widz już jest zmęczony psychicznie krwawymi scenami, brutalnością filmu, przerażeniem i ciągłymi krzykami głównej bohaterki, pojawia się chwila wytchnienia... Wreszcie po dłuższym czasie, w drugiej połowie filmu pojawia się człowiek-żywioł Jaisingh (Shahrukh) - bardzo interesujący, choć momentami nieco przerysowany bohater. SRK gra przemytnika bimbru, jeżdżącego kolorową ciężarówką, człowieka o wyglądzie abnegata, gadatliwego, hiperaktywnego i niechlujnego, lecz niewątpliwie seksownego prostaczka, który nigdy nie widział dolarów na oczy, ale marzy o wyjeździe do Dubaju, bo tam według niego pieniądze leżą na ulicy. Jest szalony, krzykliwy, nieokrzesany, bezczelny, nadruchliwy i jednocześnie czarujący, ujmujący i niesamowicie zgrabny, w świetnie leżących na nim dżinsach i fajnej koszuli w kratę. Jak się człowiek, po pierwszym szoku, przyzwyczai do jego wizerunku, to nawet przeźroczysta siateczkowa koszulka pod koszulą (która na każdym facecie wyglądałaby okropnie) i wygląd kloszarda nie przeszkadzają, a okropne klipsy w kwiatuszki jakoś nie ujmują mu męskości. ;) On tam jest taki... dziki? Nieokiełznany? Prymitywny? Taki męski, nieutemperowany dzikus - szczególnie w rewelacyjnej, szalonej piosence "Ishq Kamina" odtańczonej z Aishwarya Rai... A jednocześnie okazuje się wrażliwym, ciepłym człowiekiem, kiedy na chwilę spada z niego maska nie dbającego o nic (poza spaniem i obroną swojej godności) wesołka - jak choćby w scenie, kiedy się zwierza Nandini na temat swojej Roopmati, z którą zamierza się ożenić... Jest wtedy taki ślicznie zawstydzony... I mimo swego zawodu jest uczciwy, zrobi absolutnie wszystko, żeby wypełnić kontrakt i dowieźć Nandini z dzieckiem do miasta, ryzykując wszystkim - ukochanym autem, zdrowiem, życiem. Chwilami strachliwy, którego widok własnej krwi przyprawia o słabość i okrzyki przerażenia, jednocześnie potrafi być odważny, waleczny i bezkompromisowy. Zresztą wybiera jedyną drogę rozwiązania sprawy i zakończenia odwiecznego sporu, ostateczną - czyli bezlitosną walkę, bo same słowa nie skutkują, skoro nikt ich nie słucha, za daleko już wszystko zaszło, a i ponury wynajęty morderca (który strasznie mi się kojarzył z Abhishekiem Bachchanem) też ma swój kontrakt... Ten film faktycznie jest bardzo brutalny, pełen przemocy nie tylko wobec członków wrogiej rodziny, ale w gruncie rzeczy również wobec własnej. I wobec kobiet. Tam zresztą śmierć jest zwyczajną rzeczą i na nikim oprócz Nandini nie robi wrażenia, widok krwi nie jest niczym niezwykłym, a nieposłuszeństwo skutkuje brutalną karą. Ale szczerze go polecam, jest naprawdę dobry. Nie zawiera cukierkowych scen, tylko brutalną prozę życia. Typowo bollywoodzki klimat na początku jest tylko wstępem, który przeradza się potem w coś zupełnie odmiennego i bardzo dalekiego od słodkiej estetyki typowych produkcji. Naprawdę warto zobaczyć - nie tylko dla niewątpliwie świetnej roli Shahrukha, który osłabił nieco ponury i ciężki nastrój filmu iskrą żywiołowości i humoru, ale również dla innych znakomitych ról, w tym rewelacyjnego Nany Patekara (którego polubiłam już w "Raju Ban Gaya Gentleman"), niezłej Karismy w roli doprowadzonej na skraj rozpaczy matki świetnego dzieciaczka i reszty aktorów... Nie mówiąc już o firmującej ten film na plakatach Aishi, która pojawia się "aż" w jednej piosence. Oczywiście kazanie na koniec znów mi się skojarzyło z wieloma typowymi bollywoodzkimi produkcjami, gdzie przeciwnik nagle i niespodziewanie całkowicie zmienia zdanie w ostatniej scenie, nie wiadomo właściwie dlaczego... No, ale cóż, taka konwencja - nie pierwszy, nie ostatni raz. Niemniej jednak zobaczyć naprawdę warto, robi wrażenie. Poza tym jest bardzo dobrze filmowany, chwilami nawet wręcz malarsko. Bardzo podobały mi się zdjęcia wystrzelonych kul, wykorzystujące ten słynny matrixowy efekt i rozbicie szkła, symbolizujące strzaskane życie, kiedy kula dosięgła celu... Niesamowity efekt daje też trąba powietrzna, która się ukazuje Nandini w ruinach... Poza tym muzyka jest świetna. Piosenki w większości natychmiast wpadają w ucho. Nie tylko słynna żywiołowa "Ishq Kamina", ale również tęskna piosenka "Hum Tum Mile", kiedy Nandini wspomina męża, czy dziki taniec z bronią, obrazujący naturę tych ludzi w domostwie rodziny Shekhara... Z ciekawostek: * SRK biega, nie wypuszczając z ust papierosa, a klipsy ma dokładnie dopasowane kolorystycznie do koszuli, co zresztą zauważyłam dopiero na zdjęciach z filmu. * I tak się tylko zastanawiam, co się mordercy odbija w okularach, kiedy się składa do strzału? Broń? Czy może kamera? Ogólnie ten film nie jest ani łatwy, ani tym bardziej przyjemny, takie nagromadzenie brutalności i strachu męczy, ale zdecydowanie polecam, choćby w przerwie pomiędzy kolorowymi, sympatycznymi produkcjami.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones